niedziela, 29 stycznia 2012

Periculum in mora.

Ok, przyznaję się, nie zrobiłam dziś nic.
Zdecydowanie długa noc przede mną.
Jak dobrze, że nie jestem sama. Pociesza mnie to.

Wiara w studenckie umiejętności przyswajania wiedzy na ostatnią chwilę mnie nie opuszcza. Terminy się rozjechały, więc jest odrobinę luźniej!


                                                           Wierzę w naaas!
                                   i staram się nie bać

Dwa.

Znów będzie, że symuluję. No cóż. Przynajmniej postaram się zrobić to dobrze ;)

Nie mogę spać.
Na zewnątrz zimno i szaro, nie ma co wychodzić. Nie to co latem.
Brak śniegu mnie dobija.

Zastanawiam się jak to będzie. Nawał pracy na ten tydzień nie wygląda zbyt ciekawie. Trochę się boję. Tak, właśnie, trochę, tylko trochę. Powinnam umierać ze strachu, ale czuję w sobie jakąś siłę, która mobilizuje mnie do działania. Pominę fakt, że siła ta nie może równać się z siłą mojego lenistwa, ale ostatnio zaczęłam odczuwać coś co każe mi iść do przodu. (Wiem, że później będzie jeszcze gorzej, bo będzie tego jeszcze więcej, a my jęczymy już teraz, ale cóż mam na to poradzić?) 
Podoba mi się to uczucie... Nie czułam czegoś takiego od roku. Grubo ponad roku. Zaczęłam w siebie wierzyć, potrafię powiedzieć "mogę!" i chwilami łapię się na mimowolnym uśmiechu. I może są gorsze dni, kiedy wszystko nagle spada, a ja nie wiem co mam chwycić żeby nie stłukły się najbardziej wartościowe rzeczy, ale każda z tych chwil prędzej, czy później mija... Przestałam tyle narzekać, doszukuję się pozytywów. Staram się. I jednocześnie nie ukrywam, że jestem zdziwiona tą zmianą. Przyszło do mnie coś, czego uporczywie szukałam ponad dwanaście miesięcy. W różnych miejscach, pomiędzy różnymi ludźmi. W efekcie końcowym okazało się, że po prostu musiałam przestać szukać. Chyba jednak polubię sylwestra i zacznę, jak inni, wierzyć w to, że od Nowego Roku życie każdego z nas może się zmienić. Nie wiem tylko czy to jest kwestia spędzenia tej wyjątkowej nocy piekąc nugetsy, robiąc za niańkę, oglądając Shreka4 oraz pijąc wino na kanapie w domu, czy głupiego przypadku. Może los chciał zrobić mi na złość i pokazuje mi teraz co potrafi, "I co, kto jest lepszy?!" Nie mam pojęcia. A może jest to po prostu kwestia chwilowo lepszego humoru? Nie raczej nie, przecież moje huśtawki nastrojów ustały... Jest dobrze. Naprawdę jest dobrze. Ostatnio nawet śpiewam. Nie mogę w to uwierzyć!
Mam nadzieję, że mojego odradzającego się powoli, szczerego uśmiechu nie zniszczą wydarzenia tego tygodnia. I może powinnam się wstydzić, ale z zaliczeniami leżę. Termin goni inny termin, a ja biegnę z kserówkami i ołówkiem gdzieś za nimi. Nie przypuszczałabym, że z tej nielubianej przeze mnie łaciny będę miała najlepsze stopnie. Jedyne co się nie zmieniło to fakt, że nadal nie potrafię poprawnie odmieniać końcówek przymiotników auf Deutsch i nadal nie potrafię rekcji czasowników. Oblałam z tego kolokwium, oblałam i poprawę. Kolejna poprawa jest jutro, a ja wciąż tego nie umiem. Czeka mnie pracowita niedziela. Potrzebuję mobilizacji. Z jednej strony nie odczuwam presji i "najwyżej" powiem trudno, ale z drugiej trochę mi zależy. Nie rozumiem tego.
Wielu rzeczy jeszcze nie rozumiem.



Sententiae w języku łacińskim, rekcja, gramatyka opisowa: Phonetik, Phonlogie, Vokale und Konsonanten, słownictwo na tematy: Freundsachf, Liebe, Träume, Glück oraz Diphtonge. Oto moje zadanie na dziś. Dzięki Bogu, że to nie jest nowy materiał i muszę tylko uzupełnić wiedzę... Uf.

                 Drücke die Daumen!


O, już jest jasno. Hmm, niedzielne śniadanie dla rodzinki? Mam ochotę na tosty francuskie z jagodami...